O Piotrusiu Panie, równości i radykalizmie dzisiaj

Herbert Marcuse taught me that it was possible to be an academic, an activist, a scholar, and a revolutionary.
– Angela Davis

Drogie dzieci, pocałujcie misia w tyłek. Tak miał brzmieć ten felieton, z dopiskiem, że proszę u mnie nie szukać wsparcia, pomocy prawnej, kontaktów do mediów i innych dziadowskich, proceduralistycznych środków działania łagodzących nieraz dotkliwe skutki politycznego aktywizmu. Mam prawo do wcześniejszej emerytury po 20 latach nieprzerwanego aktywizmu, pomyślałam po przeczytaniu paru niedawno opublikowanych felietonów i recenzji, których sympatyczni skądinąd autorki i autorzy postanowili z nieznanych powodów swoją nienawiść wobec niesprawiedliwości neoliberalizmu przelać na osoby, które od dawna stawiają mu czoła.

Jednak resentyment nigdy nie był moją mocną stroną. Procedury też nie. Mocne było u mnie zawsze przekonanie o możliwości budowania sojuszy i wsparcia, o konieczności tworzenia długofalowych strategii działania, które nie mają wykluczającego charakteru oraz o konieczności szukania takiej formuły radykalizmu, która wyjdzie poza fetysz mizoginicznego poczucia sprawstwa generowanego przez elitarny przywilej znalezienia się w wąskiej grupie dzieci z dobrych domów o sporym kapitale nie tylko kulturowym, ale również finansowym.

Choć dla wielu z nas formuła ta brzmi niewygodnie, gdyż znacznie bardziej spektakularnie prezentujemy się wtedy, gdy nasze piórka świecą najmocniej, czyli w odosobnieniu i wynikającym zen poczuciu wyższości, spróbujmy może zobaczyć, co taki radykalizm, oparty nie na wykluczeniu, ale na budowaniu faktycznej równości i wspólnoty, może znaczyć.

Jest on więc przede wszystkim działaniem na rzecz systemowego zabezpieczania potrzeb wszystkich jednostek, nie tylko tych, które miały szczęście urodzić się w przywileju. Jest to egalitarny dostęp do darmowej edukacji, opieki zdrowotnej i mieszkania, dbałość o interesy pracowników oraz w ogóle jednostek, o udział w kulturze, także tej związanej ze środowiskiem naturalnym, o wolność od przemocy, rasizmu i tolerancję.

Walka o takie przywileje oraz ich dostępność nie tylko dla mnie i paru moich koleżanek ze skłotu, wydziału czy grupy badawczej, była i będzie dla mnie zawsze najbardziej szeroką formułą społecznego radykalizmu, który przekracza formułę, jaką znamy z bajek o Piotrusiu Panie i staje się zalążkiem myślenia społecznego, systemowego i zbiorowego, w którym niedostateczna wrzaskliwość NIE staje się głównym powodem wykluczeń.

W czasach, gdy wyalienowani funkcjonariusze i funkcjonariuszki centralnie zarządzanego państwa dobrobytu faktycznie uciskali wolność i spokój jednostek, takie ruchy, jak Międzynarodówka Sytuacjonistyczna czy inne pięcioosobowe formacje absolutyzujące indywidualną wolność były jak najbardziej na miejscu, były sensowną odpowiedzią na bezduszny formalizm, uniformizację oraz inne udręki fordyzmu.

W porównaniu z tymi udrękami jednak problemy współczesnej wersji kapitalizmu, z rzeszami pracowników przymusowych, wymuszona migracja, prekaryzacja, gentryfikacja oraz gwałtownym wzrostem ekonomicznych nierówności wydają się nieco poważniejsze. Prawdę powiedziawszy – sprawiają wrażenie dramatu, który zmierza ku kompletnemu zaprzepaszczeniu wszystkich tych zdobyczy ruchów lewicowych, które udało się w XX wieku wywalczyć oraz niemal w całości utracić między innymi w ramach walki z rzekomo zniewalającym państwem.

Wiec – jeśli żądam równych praw dla mnie i dla wdowy po Maxwellu Itoyi, to nie mogę tego robić wyłącznie symboliczne. Prośba o wieniec kwiatów od warszawskiej policji będzie na jego grobie sprawiała wrażenie kpiny, a nie dobrych intencji, natomiast wygrana sprawa, w której niezależny sąd wreszcie poprze roszczenie Moniki Pacak-Itoyi do słuszności oraz odszkodowania – to będzie dopiero moment, w którym wszyscy odetchniemy z ulgą – i ona i aktywiści oraz aktywistki, którzy nie pomagają jej od wczoraj, tylko od początku.

Chciałabym jeszcze na koniec podkreślić, że edukacja, od której zaczęłam wyliczać kluczowe moim zdaniem sprawy, potrzebna jest również policji. Dlatego właśnie rzesze feministycznych aktywistek uczą rozmaite służby zachowań wobec kobiet, dzieci i migrantów, które nie będą dla nich krzywdzące. Wyszydzanie prof. Moniki Płatek, która od lat dopomina się systemowej edukacji równościowej dla Policji oznacza, że moje młode, waleczne koleżanki pomyliły narkotyki i muszą natychmiast skontaktować się z dealerem albo lekarzem, bo pomieszało im się w głowach. Czy naprawdę chcecie, żeby policjanci gwałcili ofiary zgwałceń, straż miejska czy policja gospodarcza strzelała do sprzedawców podróbek „adidasa”, a straż graniczna torturowała migrantki i migrantów? Jeśli nie, to weźcie łaskawie zapakujcie swoje bezmyślne twarze w kubeł i nie przeszkadzajcie ludziom walczącym o równości wspierania wykluczonych!

I teraz okolicznościowo: drogie dzieci: serdecznie Wam życzę w dniu waszego święta wielu pięknych odlotów, wielu chwil uniesień oraz piękna i wolności. Życzę Wam też odwagi i siły do pracy u podstaw, bez której możecie się naprawdę pocałować w noski. Oraz radykalizmu na miarę naszych czasów, a nie na zasadach sprzed połwiecza.

Wasza, Majewska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *