Czyli dlaczego radykalna lewica potrzebuje sojuszu oraz HGW nie jest moją bohaterką.
To będzie tekst dedykowany kobietom – tym zmuszanym do rodzenia, tym traktowanym od niechcenia i tym traktowanym jak dekoracyjne paprocie. Oraz mężczyznom – temu, po którym właśnie drugi tydzień sprzątam, temu, po którym sprzątałam w ostatnim felietonie na Codzienniku oraz temu, który właśnie próbuje zbierać punkty poprzez wykonywanie ćwiczenia “wskaż 10 różnic między czerwonymi i zielonymi”.
Zacznę od końca: HGW nie jest moją bohaterką. Jest zwykłym urzędnikiem, do tego rodzaju męskiego i seksistą, bo we wszystkich kampaniach wyborczych podkreślała tradycyjną rolę kobiety (w domu, po kryjomu) oraz negowała wszelkie propozycje, że mogłaby wesprzeć Manifę czy Paradę Równości. Jak dla mnie neoliberalne rządy HGW powinny się natychmiast skończyć, a władzę w mieście stołecznym Warszawie powinna przejąć jakaś odmiana Polskiej Syrizy (dzięki Maciek Konieczny i Adrian Zandberg za podsunięcie nazwy i wspieranie takiego kursu), która będzie dbała o rowery i mieszkania komunalne, drzewa, psy i ludzi oraz kobiety dzieci seniorów kobiety mężczyzn oraz osoby wymykające się binarnym podziałom na płeć.
Ale żeby to osiągnąć (a byłby to scenariusz wymarzony) musimy wykonać trochę gimnastyki i zaangażować się w kolejne wybory samorządowe nie tylko z poziomu kandydujących oraz ich partii, ale także z poziomu mieszkańców i mieszkanek Stolicy (mówię tylko o Warszawie, choć wiem, że analogicznych sojuszy powinno powstać tyle, ile w Polsce jest miast i wsi. Ale nie znam ich lokalnych spraw, więc wolę mówić na konkretnym przykładzie).
HGW nie podjęła heroicznej decyzji, tylko zwolniła państwowego urzędnika, który oprócz tego, że zachował się jak ostatnia świnia, na dodatek jeszcze złamał przepisy i ośmieszył swój zawód. To nie wymagało ze strony HGW wielkiego charakteru. Brawa i owacje należą się niezliczonym feministkom, dziennikarkom, polityczkom i kobietom, które nie załamały się pomimo skandalicznego łamania ich praw w polskich szpitalach. To one zasługują na szacunek i uznanie, a nie mizoginka, która robi to, co zrobić musi. Ona zasługuje na to, co ją w kolejnych wyborach niechybnie spotka.
Natomiast wielkiego charakteru będzie wymagało przejmowanie władzy w Stolicy przez nową, nieskorumpowaną ekipę osób znających się na problemach miasta, kompetentnie dyskutujących o jego polityce oraz konkretnych problemach i ich rozwiązaniach. Tacy ludzie są na radykalnej lewicy, w kilku jej newralgicznych miejscach – wśród drobnych partii politycznych lewicy, w związkach zawodowych, organizacjach społecznych oraz u Zielonych. Wszyscy ci ludzie powinni wreszcie zrozumieć, że mogą liczyć tylko na siebie – nie na SLD, nie na żadne Twoje czy kogoś innego Ruchy, nie na PiS, którego polityka lokalna często sprowadza się do stawiania kolejnego kościoła czy kapliczki. To warto byłoby zrozumieć jak najprędzej i pokazać miastu kilka twarzy, nie tylko Joanny Erbel i Piotra Ikonowicza, którzy – choć superzasłużeni i wspaniali, nie zmienią oblicza świata we dwójkę, zwłaszcza, jak będą się ze sobą kłócić.
Na poziomie polityki miejskiej potrzebujemy różnorodności. Potrzebujemy ludzi znających się na polityce mieszkaniowej, ochronie środowiska, inwestycjach, funduszach unijnych, kulturze, ruchu drogowym, finansach i tak dalej. Nie możemy głosować wyłącznie na osoby gotowe bronić drzew, podobnie, jak nie możemy wspierać tylko osób broniących praw mieszkańców. Nie możemy głównie dlatego, że ZAZWYCZAJ SĄ TO DOKŁADNIE TE SAME OSOBY. W związku z tym serdecznie namawiam do angażowania się w sojusz radykalnej lewicy. Taki sojusz – pod nazwą Syriza – jest główną siłą polityczną reprezentującą Grecję w Europarlamencie i jedną z wiodących partii w kraju. Grek potrafi, Polka też może. Moim zdaniem. Polska Syriza dla wszystkich.
Ewa Majewska