Kontrpubliczności znienawidzonych innych

Ewa Majewska

Uchodźcy, robotnice, samodzielne matki, geje i lesbijki; osoby trans, imigranci, Żydzi, komunistki i cykliści płci dowolnej – to tylko niektóre grupy, nad którymi pastwią się dziś prawicowe media i zastępy internautów. Przełom sierpnia i września to kumulacja dwóch rocznic, które w naturalny sposób prowadzą do przemyślenia tej nienawiści – wybuchu II wojny światowej oraz podpisania Porozumień Sierpniowych. Osobiście uważam te dwa wydarzenia za kluczowe dla polskiej historii XX wieku, niemniej – tylko jedno z nich, to smutniejsze w skutkach – doczekało się już solidnej recepcji, natomiast 31 sierpnia pozostaje nadal raczej prześnioną rewolucją, niż zintegrowanym z życiem populacji i jej samointerpretacją wydarzeniem. 

Uchodźcy, robotnice, samodzielne matki, geje i lesbijki; osoby trans, imigranci, Żydzi, komunistki i cykliści płci dowolnej to grupy, z perspektywy których będzie oceniana nasza postawa, nasze zaangażowanie, polityczne i osobiste, jeśli ktoś musi je koniecznie od siebie oddzielać. Paradoksalnie, stawką tego typu rozliczeń okaże się przede wszystkim to, co postrzegamy zazwyczaj jako nieznaczące: nasza wyobraźnia, czyli nasza umiejętność budowania wizji świata solidarnego i równościowego pomimo morza nienawiści, w którym dosłownie i w przenośni dryfują dziś ciała ludzi zależnych między innymi od naszej gościnności, otwartości i wsparcia. 

Takim wizjom świata opartego na współpracy sprzeciwiają się dziś, w polityce Polski, ale także w polityce Unii Europejskiej, i szerzej – w polityce globalnej – dwa ważne nurty: liberalny i konserwatywny. Ten pierwszy, w wersji skrajnie neoliberalnej, odbiera społecznej praktyce oraz ludzkiej wyobraźni zdolność postrzegania pracy jako sfery, w której kształtuje się ludzka tożsamość, również polityczna. Pozbawiona solidarności polityka migracyjna, idąca ręka w rękę z budowanymi przeciw ludzkiej solidarności zasadami organizacji pracy, to dzieło ekonomicznego liberalizmu, nie obskuranckich uprzedzeń. Obskuranckie uprzedzenia o rasistowskim, seksistowskim czy homofobicznym nastawieniu wyrastają z ksenofobicznej, głęboko konserwatywnej myśli politycznej i wygodnie osiadają na wypracowanej przez neoliberałów strukturze gospodarki.

Przeciw polityce POPiSKu

Nie powinniśmy się dłużej łudzić – zjawiska takie, jak POPiSK (K dla Kukiza) są możliwe nie tylko dzięki temu, że konserwatywne ugrupowania polityczne oraz związki wyznaniowe, w tym zwłaszcza kościół katolicki, bezpardonowo szerzą kampanie nienawiści, ale przede wszystkim dlatego, że instalowana w neoliberalnej gospodarce rynkowej struktura ekonomiczna nie tylko nie wspiera działania w kategoriach społecznej solidarności, ale też otwarcie wyklucza zachowania oparte na współpracy i wsparciu. 

Ten moment, w którym ze smutkiem myślimy o końcu lata 1939 roku, nie powinien być dzisiaj okazją do taniej, antykonserwatywnej sentymentalizacji rzekomo odległej przeszłości, która „nigdy nie wróci”. W bezlitosnych atakach na współczesnych uchodźców, w zamykaniu granic i politycznych nagonkach odżywają dziś stare demony faszystowskiej propagandy. Nie miałyby one żadnego wpływu na rzeczywistość, gdyby liberalne rządy, wspierane przez neoliberalne media, nie zafundowały nam gospodarki niedoboru i cięć socjalnych.

Paniczny lęk, z jakim rodzimi i zagraniczni rasiści witają dziś fale migrujących mieszkańców krajów zagrożonych konfliktami zbrojnymi, byłby w najlepszym razie wyszydzaną fikcją, gdyby system ekonomiczny dominujący dzisiaj tak w naszym kraju, jak i w skali globalnej, nie skazywał społecznych mas na ciągłą niepewność, ciągłe wątpliwości i ciągłą walkę o przetrwanie. Dopiero jako element neoliberalnej ekonomicznej konstelacji rasizm, seksizm i homofobia mogły się na dobre zadomowić w polskiej i światowej debacie politycznej oraz codziennej praktyce. 

Koniec lata 1980 roku z kolei przechodzi znacznie bardziej skomplikowany proces historycznego upamiętniania. Stając się monumentalnym symbolem narodowej przemiany, doświadczenie solidarnościowego strajku z Anną Walentynowicz, bezpodstawnie zwolnioną z pracy na 3 miesiące przed odejściem na emeryturę, wybuch „Solidarności” przechodzi dzisiaj metamorfozę w wydarzenie rzekomo niedostępne i niepowtarzalne. W świecie galopującej prekaryzacji, w którym rozproszeni pracownicy są prawnie i ekonomicznie zmuszani do działania wyłącznie w interesie własnym, rozumianym zawsze i bezwzględnie jako interes jednoosobowy, masowy protest na rzecz jednej pracownicy musi sprawiać wrażenie politycznej fantasmagorii. W świecie, w którym solidarnościowy strajk stał się mitem, do tego mitem założycielskim neoliberalnej gospodarki, jego kluczowe elementy, takie jak współpraca, wspólnota i opór wobec wyzysku, również ulegają przeniesieniu w domenę politycznej fikcji. 

Jak widać, obie rocznice – sierpniowa i wrześniowa – obligują dziś nie do monumentalnych westchnień, ale do krytycznych rewizji. Spod wieńców i wspomnień powinny wreszcie wynurzyć się konkretne działania skierowane przeciw faszystowskiemu ukąszeniu oraz na rzecz społecznej solidarności. Dzisiaj, w dobie „kryzysu uchodźców” i w perspektywie wyborów, które najprawdopodobniej wygra skrajna prawica, lewicowe zaangażowanie wydaje się koniecznością. 

O Piotrusiu Panie, równości i radykalizmie dzisiaj

Herbert Marcuse taught me that it was possible to be an academic, an activist, a scholar, and a revolutionary.
– Angela Davis

Drogie dzieci, pocałujcie misia w tyłek. Tak miał brzmieć ten felieton, z dopiskiem, że proszę u mnie nie szukać wsparcia, pomocy prawnej, kontaktów do mediów i innych dziadowskich, proceduralistycznych środków działania łagodzących nieraz dotkliwe skutki politycznego aktywizmu. Mam prawo do wcześniejszej emerytury po 20 latach nieprzerwanego aktywizmu, pomyślałam po przeczytaniu paru niedawno opublikowanych felietonów i recenzji, których sympatyczni skądinąd autorki i autorzy postanowili z nieznanych powodów swoją nienawiść wobec niesprawiedliwości neoliberalizmu przelać na osoby, które od dawna stawiają mu czoła.

Jednak resentyment nigdy nie był moją mocną stroną. Procedury też nie. Mocne było u mnie zawsze przekonanie o możliwości budowania sojuszy i wsparcia, o konieczności tworzenia długofalowych strategii działania, które nie mają wykluczającego charakteru oraz o konieczności szukania takiej formuły radykalizmu, która wyjdzie poza fetysz mizoginicznego poczucia sprawstwa generowanego przez elitarny przywilej znalezienia się w wąskiej grupie dzieci z dobrych domów o sporym kapitale nie tylko kulturowym, ale również finansowym.

Choć dla wielu z nas formuła ta brzmi niewygodnie, gdyż znacznie bardziej spektakularnie prezentujemy się wtedy, gdy nasze piórka świecą najmocniej, czyli w odosobnieniu i wynikającym zen poczuciu wyższości, spróbujmy może zobaczyć, co taki radykalizm, oparty nie na wykluczeniu, ale na budowaniu faktycznej równości i wspólnoty, może znaczyć.

Jest on więc przede wszystkim działaniem na rzecz systemowego zabezpieczania potrzeb wszystkich jednostek, nie tylko tych, które miały szczęście urodzić się w przywileju. Jest to egalitarny dostęp do darmowej edukacji, opieki zdrowotnej i mieszkania, dbałość o interesy pracowników oraz w ogóle jednostek, o udział w kulturze, także tej związanej ze środowiskiem naturalnym, o wolność od przemocy, rasizmu i tolerancję.

Walka o takie przywileje oraz ich dostępność nie tylko dla mnie i paru moich koleżanek ze skłotu, wydziału czy grupy badawczej, była i będzie dla mnie zawsze najbardziej szeroką formułą społecznego radykalizmu, który przekracza formułę, jaką znamy z bajek o Piotrusiu Panie i staje się zalążkiem myślenia społecznego, systemowego i zbiorowego, w którym niedostateczna wrzaskliwość NIE staje się głównym powodem wykluczeń.

W czasach, gdy wyalienowani funkcjonariusze i funkcjonariuszki centralnie zarządzanego państwa dobrobytu faktycznie uciskali wolność i spokój jednostek, takie ruchy, jak Międzynarodówka Sytuacjonistyczna czy inne pięcioosobowe formacje absolutyzujące indywidualną wolność były jak najbardziej na miejscu, były sensowną odpowiedzią na bezduszny formalizm, uniformizację oraz inne udręki fordyzmu.

W porównaniu z tymi udrękami jednak problemy współczesnej wersji kapitalizmu, z rzeszami pracowników przymusowych, wymuszona migracja, prekaryzacja, gentryfikacja oraz gwałtownym wzrostem ekonomicznych nierówności wydają się nieco poważniejsze. Prawdę powiedziawszy – sprawiają wrażenie dramatu, który zmierza ku kompletnemu zaprzepaszczeniu wszystkich tych zdobyczy ruchów lewicowych, które udało się w XX wieku wywalczyć oraz niemal w całości utracić między innymi w ramach walki z rzekomo zniewalającym państwem.

Wiec – jeśli żądam równych praw dla mnie i dla wdowy po Maxwellu Itoyi, to nie mogę tego robić wyłącznie symboliczne. Prośba o wieniec kwiatów od warszawskiej policji będzie na jego grobie sprawiała wrażenie kpiny, a nie dobrych intencji, natomiast wygrana sprawa, w której niezależny sąd wreszcie poprze roszczenie Moniki Pacak-Itoyi do słuszności oraz odszkodowania – to będzie dopiero moment, w którym wszyscy odetchniemy z ulgą – i ona i aktywiści oraz aktywistki, którzy nie pomagają jej od wczoraj, tylko od początku.

Chciałabym jeszcze na koniec podkreślić, że edukacja, od której zaczęłam wyliczać kluczowe moim zdaniem sprawy, potrzebna jest również policji. Dlatego właśnie rzesze feministycznych aktywistek uczą rozmaite służby zachowań wobec kobiet, dzieci i migrantów, które nie będą dla nich krzywdzące. Wyszydzanie prof. Moniki Płatek, która od lat dopomina się systemowej edukacji równościowej dla Policji oznacza, że moje młode, waleczne koleżanki pomyliły narkotyki i muszą natychmiast skontaktować się z dealerem albo lekarzem, bo pomieszało im się w głowach. Czy naprawdę chcecie, żeby policjanci gwałcili ofiary zgwałceń, straż miejska czy policja gospodarcza strzelała do sprzedawców podróbek „adidasa”, a straż graniczna torturowała migrantki i migrantów? Jeśli nie, to weźcie łaskawie zapakujcie swoje bezmyślne twarze w kubeł i nie przeszkadzajcie ludziom walczącym o równości wspierania wykluczonych!

I teraz okolicznościowo: drogie dzieci: serdecznie Wam życzę w dniu waszego święta wielu pięknych odlotów, wielu chwil uniesień oraz piękna i wolności. Życzę Wam też odwagi i siły do pracy u podstaw, bez której możecie się naprawdę pocałować w noski. Oraz radykalizmu na miarę naszych czasów, a nie na zasadach sprzed połwiecza.

Wasza, Majewska